Witajcie!
Nie będzie sobotniego outfitu.!
Ale od początku.
Przegapiłam godzinę "0", która miała być o 18:00. Zaczęłam się zbierać dopiero o 18:30. Z fryzurą mama mi pomogła. Potem makijaż - brak pomysłu i
znów poszłam na żywioł.*
*z każdym większym wyjściem eksperymentuję z innym makijażem
Jeszcze
prezent do spakowania.
Ah ten głupi czas.. Jak nie trzeba to leci na łeb na szyję..
Potem
rajstopy (uwaga
!) wyszczuplające i...
5 minut ubierania, a raczej naciągania na siłę na 4 litery. 1 próba, 2, 3... w końcu się udało. Namęczyłam się.
Do tego
nadłamałam paznokieć. Szybko
odżywka przezroczysta
Nail Tek II, która
ratuje mnie w takich chwilach.
Trudno. Jeden paznokieć był z połyskiem (reszta matowa).
"Psik, psik" perfumami, buty, sukienka, sweterek (brak mi bolerek w różnych kolorach) i
płaszcz. Możemy iść? Ah jeszcze
torebka!
Niespakowana! No to szybko:
chusteczki, perfumetka, błyszczyk, lusterko.
Ok.
Idziemy.
Wyjście z domu planowane: 19:30
Wyjście z domu "dokonane": 20:02
ehhh... :/
Wyprułam z domu ile sił w nogach i tak oto
brak zdjęć jak "pięknie" wyglądałam. Postaram się to nadrobić i choćby specjalnie dla Was tak ubrać. Ale już bez
make-upu, któremu udało się zrobić
zdjęcie... po powrocie do domu xD czyli o godzinie 3:00 ;)
To teraz to co udało się pstryknąć.
Make-up
Fryzura
Prezent + wino
Krótko o imprezie...
(Podobno) Wszyscy faceci zapatrzenie
we mnie, a raczej w mój biust. W sumie taka sukienka była.. ;)
Początek ok (przyszliśmy ostatni).
Mało miejsca, ale luzik. Począki zawsze są sztywne, ale potem
troszkę tańcowania. I
disco polo, i dance i techno. Każdy znalazła coś dla siebie.
4 tańce z bratem narzeczonego
(pierwszy raz z nim tańczyłam). Jak tańczy? Ok.. Przynajmniej w porównaniu do dwóch, z którymi kiedyś tańczyłam, nie tańczył tylko 1 piosenki ze mną, bo nie nadążam tylko
w końcu się zgraliśmy ;) Ale było ślisko na podłodze w samych rajtkach :/ I oczywiście efektem było ich potarganie xD
Oprócz mojej przyszłej rodziny, była zgraja 17-18-latków. Obstwialiśmy, że do północy nie wytrzymają, bo już byli "cyknięci". Myliliśmy się, choć niewiele brakowało.
Zaraz po torcie, laniu pasem, szampanie i życzeniach zaczęło się wariactwo ze strony "młodych". My w ryk i w sumie mieliśmy
darmowy kabaret ;)
Czekaliśmy ponad godzinę na jakąś zmianę (na lepsze), ale jednak powiedzieliśmy pass..
Zaproszenie solenizantki na kawę,
"wszystkiego najlepszego raz jeszcze" i papa... Po drugiej do domu. I tak dojechaliśmy na trzecią, przebrać się, umyć, zmyć makijaż
(czego nienawidzę),
potargaćrozczesać włosy i spać.
Wczesna pobudka.
ZERO KACA* żeby nie było. Ale
niewyspanie. Za to
dziś wstałam dopiero o 10:20, bo listonosz dzwonił z listem i dwoma paczkami dla mamy xD
*wypiłam drinka: kieliszek plus coca-cola; plus ze szwagrami 2 kieliszki popijając samą colą
I na tym byłby koniec. Nie było źle, ale jak na możliwości solenizantki mogło być o wiele lepiej..... :/
Idealnie zdążyłam z pisaniem posta, bo właśnie mój kochany wszedł do domu ;)
Miłego wieczoru!